piątek, 28 czerwca 2013

Googlowe zamieszanie i Bloglovin.

Cześć dziewczyny!

Jak pewnie większość Was wie, opcja obserwowania przez google zostanie usunięta 1 lipca, a razem z nią lista czytelnicza. Czytałam o tym już nie raz, ale do końca nie wiedziałam w czym rzecz. Dziękuję Arienai i Kryzysowej Narzeczonej za dokładniejsze informacje w tej sprawie ;-)

Zdecydowałam się dołączyć do Bloglovin (wielkiego wyboru nie miałam). Jeśli ktoś chce do mnie zaglądać, zachęcam do skorzystania z tej opcji i obserwowania.
Wystarczy założyć tam konto i kliknąć na obrazek po prawej stronie. Będzie mi miło, gdyż na google mam już (dopiero?) 31 obserwatorów, a na bloglovin 11. Czuje się jakbym zaczynała od zera, ale pewnie nie tylko ja tak mam :-)

Nie wiem po co to całe zamieszanie, myślę że google chce byśmy wszyscy korzystali z konta google +.  Myślałam o tym, ale moje konto wciąż jest zawieszone. Dlaczego? Bo wymagają podania imienia i nazwiska, a ja za tym nie jestem. Będzie ono widniało wszędzie - na youtubie, na blogu, pod każdym postem. Pracodawcy często wpisują imię i nazwisko pracownika w google - nie koniecznie chcę, aby trafiał bezpośrednio na mojego bloga. Myślę, że wiele osób jest podobnego zdania...

Tak czy inaczej - polecam założyć konto na Bloglovin i importować liste obserwowanych, bo od 1 lipca nie będzie takiej możliwości.

środa, 26 czerwca 2013

Marokański rytuał Hammam - peeling idealny.

Zdecydowałam się pokazać Wam peeling, który stosuję już od paru miesięcy. Jak już pewnie zdążyłyście zauważyć, jestem za stosowaniem naturalnych sposobów pielęgnacji i bardzo lubię kosmetyki marokańskie. Dziś o marokańskim rytuale Hammam przy użyciu mydła savon noir i rękawicy kessa.

(źródło)
"Na zachodzie rytuał Hammam kojarzy się przede wszystkim z pielęgnacją urody i głęboko oczyszczającym zabiegiem. Elementy rytuału hammam są chętnie wykorzystywane w ośrodkach SPA na całym świecie. Tradycyjnej łaźni arabskiej nie sposób przenieść do gabinetu, ale ze względu na efekty rytuału Hammam, warto wykorzystać jego etapy przy komponowaniu własnych zabiegów oczyszczających. Hammam - w języku arabskim pochodzi od słowa oznaczający ciepłą wodę. W hammamie czyli w publicznej łaźni, która zajmuje szczególne miejsce w życiu Marokańczyków.
Rytuał hammam zapewnia odnowę ducha i ciała, a choć liczy sobie wieki nie stracił swoich niezwykłych wartości. W każdym marokańskim mieście można z łatwością znaleść ekskluzywny 
hammam oferujący ten cudowny zabieg.
Rytuał hammam składa się z czterech etapów. Każdy etap jest bardzo ważny by osiągnąć idealny efekt. Efekt idealnej skóry.

ETAP PIERWSZY- NAWILŻENIE CIAŁA
Wchodzimy do sauny parowej lub pod gorący prysznic, gdzie ciepła para zwilża nasze ciało, zmiękcza skórę i otwiera pory. Rozkoszujemy się kilka minut ciepłą wodą. Ten etap jest niezwykle ważny ponieważ w późniejszych etapach pozwoli dokładniej oczyścić ciało z toksyn.

ETAP DRUGI- DOKŁADNE OCZYSZCZENIE
Rytuał ten polega na nałożeniu na ciało czarnego mydła - Savon Noir. Dokładnego wmasowaniu we wszystkie partie ciała i pozostawienie na około 10 minut. W tym czasie masujemy ciało rękawicą kessą, która dokładnie złuszcza stary naskórek i pozwala dogłębnie wejść w skórę wszystkim dobroczynnym składnikom.
Mydło czarne to naturalny kosmetyk powstały ze zmiażdżonych czarnych oliwek i oleju. Ma konsytsencję brunatnej pasty. Przed nałożeniem na ciało należy rozmasować je z wodą do konsystencji piany w dłoniach. Czarne mydło to nie tylko bogactwo dobroczynnych składników, ale również wspaniały peeling ezymatyczny. Ciało masujemy Kessą zdecydowanie, okrężnymi ruchami. Kierując się od kończyn w stronę serca. Po wykonaniu masażu spłukujemy czarne mydło z ciała. Efekt jest natychmiastowy. Ciało jest niesamowicie gładkie w dotyku i miękkie. Savon Noir - czarne mydło to kosmetyk doskonale ukazujący dokładność oczyszczania naturalnych kosmetyków w hammamie.

ETAP TRZECI- OCZYSZCZANIE  GLINKĄ RHASSOUL/ GHASSOUL
Glinkę ghassoul mieszamy z wodą pod wpływem, której pęcznieje tworząc delikatną papkę. Nakładamy cienką warstwę na osuszoną skórę i pozostawiamy do wyschnięcia. Następnie spłukujemy  całe ciało delikatnym stumieniem letniej wody. Ghassoul działa ujędrniająco na skórę, a jednocześnie zapobiega jej wysuszaniu. Dostarcza jej wiele ważnych składników. Nakładanie maseczki z glinki ghassoul jest nieodłącznym elementem rytuału hammam. Zaraz po oczyszczaniu ciała mydłem czarnym.

ETAP CZWARTY- RYTUAŁ NAMASZCZENIA
Ostatnim etapem jest nawilżenie skóry, która po dogłebnym oczyszczeniu łatwiej wchłania dobroczynne składniki. Do wykonania tej ceremoni idealnie jest posłużyć się olejem arganowym zwanym "płynnym złotem" Maroka. Używany od tysięcy lat przez kobiety marokańskie dla zachowania pięknego i młodego wyglądu. Olej arganowy ma silne właściwości regenerujące i nawilżające skórę. Rozprawadzamy olej arganowy, delikatnie masując całe ciało i zostawiamy aby skóra wchłoneła to, co dla niej najcenniejsze. Ten cudowny olejek to wspaniały skarb natury, który zamyka nasz rytuał w hammamie." (źródło).

Mydło Savon Noir:

Niestety pod wpływem dużej ilości pary w łazience uszkodziła mi się nalepka.



Są to jedynie zmiażdżone oliwki i oliwa. Nie ma żadnych sztusznych dodatków. Jak widać mydlo ma konsystencję śliskiego gluta. Pod wpływem wody lekko się pieni, ale raczej tworzy śliską emulsję na skórze. Działa jak peeling enzymatyczny, czasem myję nim twarz i pozostawiam na chwilę na skórze. Jest później wyraźnie bardziej gładka, doskonale oczyszczona, ale nie podraźniona.
Zapach mydła jak moźna się domyślić piękny nie jest, ale moim zdaniem brzydki też nie, mimo że nie lubię oliwek.

Rękawica kessa:
Zdjęcia można powiększyć, ale to raczej dla osób o mocnych nerwach :-)


Po lewej stronie rękawica po użyciu, a więc na niej zrolowana skóra. Wiem, że widok obrzydliwy, ale chciałam przybliżyć Wam jak to działa. Mam nadzieję, że nikt nie je ;-)
Dodam, że wygląda tak samo z jednej i z drugiej strony. Była w trakcie płukana jakieś 5 razy. O wiele więcej skóry zostaje w wannie/brodziku, a także na naszym ciele, dlatego po wykonaniu peelingu należy dokładnie się umyć (mydłem, żelem lub czym tam chcecie). Zawsze zastanawiam się ile gram mi ubyło przez pozbycie się takiej ilości skóry.

Rękawica wygląda w zasadzie nieszkodliwie, ale jak widać jest niezłym zdzierakiem. Z tego co pamiętam występuje w 2 wariantach - łagodnym i intensywnym. Ja mam wersję hard ;)


Podsumowując:
  • Skóra po takim peelingu jest niesmowicie gładka na długo. Podobny efekt uzywkiwałam dzięki peelingowi z fusów kawy, ale trwał krócej.
  • Stosuję taki peeling co 2 tygodnie i mi wystarcza. Nie radzę częściej niż raz na tydzień.
  • Można wykonywać masaż rękawicą gdy skóra jest pokryta mydłem, ale wtedy występuje duży poślizg i peeling jest delikatny. Chcąc osiągnąć wzmocniony efekt najpierw wykonajmy masaż na mydle, później je spłucz i odczekaj aż skóra lekko obcieknie z wody. Następnie szoruj skórę kessą w kierunku serca okrężnymi ruchami. Stosując tą metodę proponuję uważać z naciskiem rękawicy żeby nie przedobrzyć.
  • Im cieplejszą wodą polewasz ciało na początku, przed nałożeniem mydła, tym efekt będzie lepszy.
  • Po zabiegu skóra jest lekko zaczerwieniona, ale szybko wraca so siebie. Nic nie uczula i nie podrażnia - chyba że masz wyjątkowo wrażliwą skórę ciała. Wiadomo, każdy reaguje inaczej.
  • Ja pomijam nakładanie glinki Ghassoul, chociaż mam ją w domu i uważam, że to najlepsza maseczka na świecie. Używam ją tylko do twarzy, ze względów ekonomicznych.
  • Do namaszczania wykorzystuję zazwyczaj oliwkę Hipp, olej migdałowy KTC lub któryś z kremów do ciała Isany (pisałam o nich TUTAJ). Dlaczego nie arganowy lub mój ukochany olej różny (pisałam o nim TU)? We względu na cenę. Jeśli kogoś stać, to czemu nie.
  • Jeśli nasuwa Ci się pytanie, czy można używać samej rękawicy, bez mydła Savon Noir to odpowiedź brzmi - można, ale efekt nie będzie taki fajny.
  • Zarówno mydło jak i rękawica prócz usuwania martwego naskórka, oczyszczają skórę z toksyn, działają antycellulitowo. Mydło też nieźle odżywia, uelastycznia skórę.
  • Savon Noir ma różnych producentów. Średnia cena mydła to 20 zł / 200 g. Jest bardzo wydajne.
  • Kessa też ma różnych producentów i różne fasony. Moja rękawica jest firmy Najel i kosztowała 18 zł. Odnosze wrażenie, że jest niezniszczalna.
Polecam! Dzięki temu pozbyłam się rogowacenia okołomieszkowego na ramionach i wrastających włosków po depilacji na nogach. Skóra po takim zabiegu jest tak gładka, że aż chce się ją miziać :-)
Jedyna wada jest taka, że trzeba się przy tym nieźle namachać...

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Maybelline color tattoo (cienie w kremie) + make up

Heja! Jakieś 2 tygodnie temu kupiłam w rossmanie cień w kremie firmy Maybelline, kolor 40 Pernamet Taupe. Cień bardzo mi się spodobał, bo jest mega trwały - odporny na ścieranie i wodę. Gdy posmaruję rękę, ciężko się go pozbyć. Tarcie, mycie rąk - a on dalej na miejscu. Za to micel Biodermy i mydło aleppo radzą sobie świetnie. Kupiłam go za 24 zł, a więc strasznie drogo.... a dziś skusiłam się na drugi, bo te cienie są w promocji w super-pharmie. Kosztują tam 17 zł, promocja trwa jeszcze 2 dni. Drugum cieniem jest 45 Infinite White.

Jak widać kolor ciemniejszy jest raczej matowy, a jaśniejszy perłowy. Kolor można stopniować nakladając mniej lub więcej cienia, oraz stopniem rozcierania.

Postanowiłam pokazać Wam jaki make up można z nich wyczarować.

Wersja na dzień:

Wersja raczej na wieczór:
Niestety jestem okularnicą ;(

Czego użyłam:

Brwi:
paletka do brwi Catrice
pędzelek skośny Essence

Oczy:
cień w kremie Maybelline tattoo 45 Infinite White
cień w kremie Maybelline tattoo 40 Pernament Taupe
tusz do rzęs Maybelline colossal 100% black
eyeliner żelowy Essence
pędzelek od eyelinera Wibo
kohl/kajal arabski

Twarz:
podkład mineralny z kolorówki
odrobinę różu z kolorówki
pędzel flat top Hakuro H51

Usta:
szminka Revlon colorburst 001 Lilac

Polecam te cienie bo są trwałe, nie rolują się (a wiadomo jakie teraz są upały). Aplikacja na powieki jest prosta i szybka. Zajmuje dosłownie 2 minuty, a potrzebujemy jedynie palucha :-)

Doszłam do wniosku, że wyszłam z wprawy w malowaniu oczu. Właśnie na powiekach mam AZS i z tego powodu często nie mogę malować się cieniami, ani nawet kredką. Nie używałam ich chyba z rok. Teraz jest lepiej, ale i tak widać czerwone przebarwienie między brwią, a ruchomą powieką. 

Poza tym, muszę wyrzucić eyeliner essence bo zrobił się suchy i ciężko cokolwiek z niego wykrzesać.

Co myślicie o takim makijażu?

EDIT 15.12.2013
Dokupiłam jeszcze inne odcienie. Teraz wszystkie wyglądają tak:

niedziela, 23 czerwca 2013

Robię tłusty krem kojący do cery suchej - przepis z kolorówka.com

Donoszę, że doszła do mnie paczka z ZSK i kolorówki, a więc ochoczo przystąpiłam do tworzenia :)

Ponieważ zarówno mi jak i mamie skończyły się już kremy, postanowiłam jeden skombinować. Potrzebuję treściwego kremu szczególnie pod podkład mineralny. Postanowiłam zrobić wg. gotowego przepisu z kolorówki - KLIK. Poleciła mi go miła Pani ze sklepu kolorówka.com podczas rozmowy mailowej. Ponoć świetny do cery atopowej - patrząc na skład nie miałam co do tego wątpliwości. 

Dodałam inne oleje w fazie dodatków - olej z pestek malin i z kiełków pszenicy. Dodałam do fazy tłuszczowej jeszcze dodatkowo 2 g lanoliny. Nie trzeba obliczać na nowo proporcji, gdyż lanolina działa jak emulgator.  

Jak widać dorobiłam się zlewek, nie muszę męczyć się szklankami ;) na zdjęciu odmierzone fazy - tluszczowa i wodna. Stoją już w łaźni wodnej (czyli w garnku z wodą). W fazie wodnej pływa konserwant FEOG.

Faza olejowa rozpuszczona, faza wodna przykryta folią aluminiową żeby nie parowała.

Wlałam fazę olejową do wodnej i mieszłam minutę na łaźni wodnej, później wyciągnęłam krem i mieszłam w temperaturze pokojowej jedną minutę...

Żeby szybciej stygło, wstawiłam zlewkę do zimnej wody i mieszałam dalej. Krem momentalnie zrobił się mega gęsty i niestety mieszadło nie dało rady :/ przestało się kręcić i musialam mieszać nim ręcznie...

Krem był ostudzony, więc można było zacząć pchać do niego fazę C, czyli dodatki nieodporne na temperaturę. Wg przepisu dodałam trochę gumy ksantanowej do zagęszczania, ale był tak gęsty, że spokojnie można było pominąć ten krok.

Krem przełożyłam do 2 słoiczków po 30 ml. Jeden dla mnie, drugi dla mamy.

Ma cudowną konsystencję! Gęściutki i milutki.

Ukręciłam już także podkład mineralny. Trochę to trwało, ale warto było! Daje niesamowity efekt....


Więcej o tym cudeńku za jakiś czas :-)

środa, 19 czerwca 2013

Czy ręcznie robione kosmetyki są bezpieczne?

Witajcie.

Kupiłam podkład mineralny ze sklepu kolorówka.com, a właściwie zestaw do zrobienia go w domu. Wybrałam opcję dla sery suchej/normalnej z tlenkiem pastelowym i dokupiłam puder perłowy, aby miał właściwości odżywcze. 
Ze sklepu ZSK dokupiłam hydrolizowane białka jedwabiu i keragenian, czyli silikon roślinny. Mam zamiar ukręcić sobie serum na końcówki włosów, oraz silikonową bazę pod podkład (którą pewnie będę używać zimą). Moja zniszczona skóra niestety potrzebuje powłoki, żeby woda z niej nie parowała. Tak samo z włosami - olejki im nie wystarczają. Wybrałam przesyłkę łączoną i czekam na kuriera.

Wczoraj natrafiłam w Internecie na program Dzień Dobry TVN dot. ręcznie robionych kosmetyków. Dermatolog wypowiada się w tej kwestii. Niestety, w moim odczuciu to, co mówi nie trzyma się kupy. 

Zapraszam do obejrzenia: 

Już jej pierwsze zdanie jest żenujące - "wszystko, co mamy z Ziemi jest ekologiczne, bo nie mamy tego z innych planet...". Pestycydy, ołów, modyfikacje genetyczne... super, ale czy poważnie tym wszystkim musimy się smarować? Dla mnie ekologiczne, to to, co daje nam sama matka natura bez ingerencji człowieka. Człowiek może zasadzić, ale naturalnie powstałe nasiona, na naturalnej ziemi i pozwolić im naturalnie rosnąć - tak jak wtedy, gdy byliśmy zdani na naturę. Zanim zaczeliśmy ją niszczyć z chęci zysku. Paradoksalnie niszczymy także samych siebie. Ta Pani chyba nie zna słowa "ekologiczne" i powinna poczytać słownik.

Słuchając tej dziwnej odpowiedzi momentalnie przypomniał mi się kawał:
Przychodzi policjant do księgarni i mówi: 
- Chciałbym kupić jakąś dobra książkę. 
Kasjerka: 
- To może zaproponuję panu książkę o logicznym myśleniu. 
- A jaka to książka??? 
- No to może ja panu podam przykład: Ma pan w domu akwarium??? 
- No mam! 
- Czyli lubi pan zwierzątka??? 
- No lubię. 
- Czyli jak zwierzątka to pewnie spacerki z pieskiem w parku??? 
- No tak! 
- No a jak spacerki to najchętniej z kobietą?? 
- No tak jak najbardziej:). 
- No widzi pan czyli nie jest pan pedałem!!! I to jest właśnie logiczne myślenie!!! 
- Wyśmienicie kupuję tę książkę!!! 
Wychodzi ze sklepu i spotyka kumpla. Ten go pyta: 
- TY co masz?? 
- A nic książkę o logicznym myśleniu. 
- A o co chodzi w niej??? 
- Zaraz ci wyjaśnię na przykładzie. Masz w domu akwarium??? 
- NIE 
- No to jesteś pedałem!!!

Mieszanie kosmetyków - proporcje. 
To jest kwestia kluczowa. Dozwolonych stężeń składników aktywnych należy bezwzględnie przestrzegać. Każdy z półproduktów ma stężenie, które można użyć w preparacie. Np chcemy zrobić 50 ml kremu, dozwolona ilość jakiegoś składnika np do 5%. Myślę, że proporcje każdy wyliczyć umie. 

Jeśli zdecydujecie się robić sobie kosmetyki, zdecydowanie polecam wagę jubilerską. Jest to wydatek ok. 20 zł z przesyłką, a zyskujemy dokładność, czyli bezpieczeństwo. W przypadku korzystania z wagi, potrzebujemy gęstości produktu/ciężaru nasypowego, który jest podany na stronie z półproduktem. Musimy przeliczyć ml na g, czyli gęstość*objętość. W przypadku wody gęstość wynosi 1, a więc 1 ml = 1 g.  Za mnie po odpowiednich ustawieniach wszystko liczy Exel - wystarczy, że wpiszę ile kremu chcę uzyskać :-) 

Myślę, że nie ma w tym nic skomplikowanego i przeciętnie ogarnięta osoba sobie z tym poradzi. Oczywiście należy także mieć papierki lakmusowe do sprawdzania pH, wiedzieć jakie składniki pasują do siebie, do jakiego pH i jak w razie czego je zmienić. Większość osób, które decydują się na robienie kosmetyków w domu posiada dużą wiedzę i zdaje sobie sprawę z tego, że nie można mieszać wszystkiego jak popadnie. Tym, którzy nie wiedzą (a biorą się za to) i/lub ogólnie inteligencją nie grzeszą, mogę powiedzieć jedno: jak to w życiu - za głupotę się płaci. Każdy błędy popełnia, kwestia tego czy się na nich uczymy. Najogólniej rzecz mówiąc - biorąc się za robienie smarowideł musisz faktycznie wiedzieć, co robisz! Jeśli tak jest to nie widzę przeciwwskazań. Jeśli nie wiesz co, z czym, jak i dlaczego, a chcesz zrobić krem - najpierw chłoń wiedzę.

Bezpieczeństwo, koncerny.
Kolejny temat - czy substancje kupowane w sklepach z półproduktami są bezpieczne. Tutaj można by się zastanawiać, ALE żyjemy w XXI wieku i nie sądzę, aby nikt tego nie kontrolował. Kosmetyki w sklepie może i mają atesty, ale wg norm, które zmieniają się raz na ileśtam lat. Moim zdaniem są to normy wygodne dla koncernów kosmetycznych i co za tym idzie dla Państwa, bo przecież sporo kasy idzie na jego konto. Obserwuję to co dzieje się na świecie i myślę, że to tylko marketing, nabijanie kasy. Skoro powstała moda na olej arganowy, to czemu by nie napisać wielkimi literami na opakowaniu, że produkt go zawiera? Przeciętny konsument nie zagłębia się w skład i nie wie, że owego oleju albo tam nie ma, albo jest za konserwantami, czyli w śladowych ilościach. Nie bez powodu kremy "domowe" tak wielu osobom bardziej odpowiadają. Niemniej kwestie bezpieczeństwa każdy w tym temacie odbierze inaczej.

Dermatolog w filmie wspomniał też, że rynek kosmetyczny eliminuje to, co okazało się być szkodliwe... po ilu latach? Ile alergii i innych dolegliwości musiały wywołać, aby je wycofano? Mamy ufać koncernom kosmetycznym i farmaceutycznym, czy naszej intuicji, myśleniu i pragnieniu życia zdrowo, wyrwania się z ram zakłamania i dążenia do zysku przez ogromne koncerny oraz instytucje?
Hmm... a może mamy ufać dermatologowi, który podczas wizyty zapisuje na wszystko sterydy (które w ogólnym rozrachunku nie pomagają, a są mega szkodliwe, ale to już inna kwestia), lub wyciąga z szuflady ulotkę firmy dermokosmetycznej z którą współpracuje dla kasy? Zdarzyło mi się to parę razy. Idziemy do apteki, ufając lekarzowi. Okazuje się, że wydajemy kupę kasy na kosmetyk, który nie pomaga/szkodzi/możemy kupić taniej identyczny innej firmy. 

W dzisiejszych czasach nie ma idealnych rozwiązań, coś jednak musimy wybrać. Wybór mamy taki jak w polityce - zły, gorszy lub najgorszy.

Słodka roślina - stevia.
Jest pewna roślina, wielokrotnie słodsza od cukru. Nie ma przy tym kalorii, nie jest chemiczna ani szkodliwa,  dowiedziono wręcz, że leczy wiele schorzeń (w tym cukrzycę!!). Ta roślina nazywa się Stevia. Spokojnie mogłaby zastąpić cukier, czyli białą śmierć. Dlaczego więc nie znajdziemy jej w sklepie? Bo koncerny cukiernicze, farmaceutyczne itp dużo by na tym straciły. Jednocześnie mają tyle kasy, że władają światem i nie dopuszczą do takiej sytuacji.
Dla wyjaśnienia - kupowałam Stevię jeszcze, gdy nie była dopuszczona do sprzedaży spożywczej. Można było ją kupić, jako środek do płukania jamy ustnej (bo leczy próchnicę!). Teraz można (w teorii) ją sprzedawać i wykorzystywać w celach spożywczych. W Ameryce produkują colę light stevit, słodzoną stevią zamiast aspartamem. W Polsce może doczekamy się takiej zmiany za jakieś 10 lat (albo i nie). Więcej o stevii np. TUTAJ

Na marginesie - ogólnie kieruję się paroma zasadami:
Większość rzeczy na jedno pomaga, a na drugie szkodzi. 
Nie można popadać w paranoję. 
Wszystko szkodzi w niedoborze i nadmiarze i całe życie, w każdej kwestii, trzeba zachowywać umiar.
Ucz się na błędach (nie tylko swoich).

Wiem, że dużo napisałam, ale ostatnio bulwersuje mnie wiele rzeczy i odczuwam chęć podzielenia się z kimś swoimi przemyśleniami... Ciekawa jestem, czy ktoś myśli podobnie. Może uda się komuś to przeczytać :-)

Napisałam też całkiem sporo o tym, co myślę na temat SLSów, parabenów, parafiny i innych substancji na temat których jest głośno... ale te informacje zamieszcze innym razem :-)

Co o tym wszystkim myślicie? Chętnie poznam Wasze zdanie.

niedziela, 16 czerwca 2013

Złoty środek na wszelkie niedoskonałości - niezastąpiony!

Witajcie! Postanowiłam przedstawić Wam coś, co przyda się w każdej kosmetyczce. Mowa o Olejku z drzewa herbacianego. Podejrzewam, że większość z Was już przynajmniej słyszała tą nazwę :) Jest to bardzo popularny składnik kosmetyków do pielęgnacji cery z niedoskonałościami.

"Olejek z drzewa herbacianego pozyskiwany jest z liści drzewa występującego w Australii. Nazwa drzewa jest myląca, ponieważ nie ma ono nic wspólnego z herbatą. Pochodzi ona z czasów podróży kapitana Cooka i pierwszych kolonizatorów Australii, którzy używali liści tego drzewa do sporządzania leczniczej herbaty. Dobroczynne działanie liści drzewa herbacianego było znane już Aborygenom, rdzennym mieszkańcom Australii. Stosowali je rozgniecione na papkę do dezynfekcji ran i leczenia oparzeń. Obecnie, ze względu na duże zapotrzebowanie na olejek, drzewo herbaciane jest w Australii uprawiane na szeroką skalę, szczególnie na podmokłych terenach Nowej Południowej Walii. " (źródło)


Właściwości olejku:

  • antyseptyczne
  • dezynfekujące
  • przeciwzapalne
  • przeciwwirusowe
  • bakteriobójcze
  • grzybobójcze
Olejek z drzewa herbacianego to jeden z 2 olejków eterycznych (drugi to lawendowy), które można stosować bezpośrednio na skórę bez rozcieńczania - pod warunkiem, że robimy to punktowo.

Zastosowanie:
  • trądzik i wszelkie zmiany ropne - smarujemy punktowo niedoskonałości, które są zasuszane, przyspiesza się ich proces leczenia poprzez niczszenie bakterii i leczenie stanu zapalnego. W przypadku dużych, czerwonych i bolesnych stanów zapalnych na naszej twarzy (potocznie mówiąc wulkanów) olejek spisuje się na medel - w zależności od stopnia jego zaawansowania albo zacznie wychodzić na wierzch biały czubek, albo poprostu gula zacznie znikać i delikatnie złuszczać się z niej skóra. Jeśli będziemy nakładać olejek parę razy dziennie, zniknie w przeciągu 2-3 dni, a nie tygodni, jak to czasem bywa. 
  • zaskórniki i rozszerzone pory - polecam dodać parę kropelek olejku do toniku, kremu, olejów lub maseczek (np. z glinki)
  • do odkażania skóry, gdy już sobie coś wyciśniemy (choć oczywiście najlepiej tego nie robić)
  • opryszczka - nanosić palcem lub patyczkiem kosmetycznym na noc.
  • straszak na owady i sposób na ukąszenia - można wykorzystać go, aby nie gryzły nas np. komary i stosować miejscowo, gdy już coś nas ukąsi - olejek zmniejszy świąd i przyspieszy gojenie.
  • łupież i nadmierne przetłuszczanie włosów (także łojotok) - wystarczy dodać parę kropel olejku do szamponu, lub robić płukanki.
  • wszawica - stosować jak wyżej.
  • grzybica - dodać do wody z której myjemy stopy, lub parę kropel do kremu i tym smarować zmienione miejsca.  W przypadku paznokci można nakładać na nie olejek nierozcieńczony.
  • bóle mięśni i stawów - wymieszać z balsamem lub oliwką i wmasować w bolące miejsca
  • przeziębienie - wspomaga drogi oddechowe, leczy katar. Podczas choroby miałam pryszcza pod nosem - smarowałam punktowo. Pozbyłam się zarówno brzydkiej zmiany jak i kataru :-) można dodawać do kominka zapachowego i tym się inhalować
  • leczenie dziąseł i gardła - płukać usta wodą z paroma kropelkami olejku. Jest to również dobry sposób na pozbycie sie przykrego zapachu z ust. Oczywiście niewolno połykać.
  • płukanki okolic intymnych - w celu leczenia infekcji. parę kropel olejku wlać do miski z ciepłą wodą. Płukać okolice intymne parę razy dziennie, codziennie zmniejszając częstotliwość aż do 1 razu dziennie. Można stosować profilaktycznie raz na tydzień.
Wyleczyłam sobie nim czyraka, czyli dużą i bolesną zmianę ropną, zaatakowaną przez gronkowca złocistego. Nie radził sobie z nim antybiotyk, gdyż infekcja odnawiała się parokrotnie. Bezpowrotnie pożegnałam się z nim po paru dniach stosowania olejku. Polecam również przy zapaleniu mieszków włosowych.

Przeciwwskazania do stosowania:
  • Alergie. W przypadku skłonności do alergii należy zachować ostrożność. Zwłaszcza, jeśli w przeszłości wystąpiła reakcja alergiczna na olejek etaryczny. Można spróbować, lecz koniecznie 24 h wcześniej należy wykonać próbę uczuleniową na małej powierzchni ciała.
  • Nie należy stosować u dzieci przed ukończeniem 3 roku życia.
  • Nie stosować nierozcieńczonego olejku na duże powierzchnie ciała.
  • Nie stosować u kobiet w ciąży. 
Zalety:
  • tani, łatwo dostępny, wydajny - do kupienia w aptekach za ok. 10 zł / 10 ml
  • skuteczny!
  • ma bardzo wszechstronne zastosowanie
Wady:
  • zapach który moim zdaniem nie jest brzydki, ale niektórych może drażnić. Mój facet mówi że pachnie mu jak rozpuszczalnik :-)
  • może uczulać - w zasadzie każdy powinien na wszelki wypadek wykonać próbę uczuleniową na małej powierzchni (np za uchem, lub w zgięciu ręki). Ma marginesie - polecam robić tak z każdym nowym kosmetykiem. Zwłaszcza kremów na noc, za pierwszym razem nie używać na noc - w razie problemów szybciej zareagujemy.
Zaznaczam, że prawdziwy olejek eteryczny nie ma żadnych dodatków. Przestrzegam przed zakupem olejków z firm kosmetycznych. Dla przykładu firma Oriflame ma w swojej ofercie olejek z drzewa herbacianego, który w zkładzie ma Alcohol Denat i całą gamę innych "ulepszaczy". Nie brakuje takich, które zawierają parafinę.

Dla mnie jest to cudo natury, którego nie może zabraknąć w domu. Wszystkie pasty cynkowe, maści ichtiolowe i specyfiki z drogerii mogą się schować. Polecam wypróbować... a może już z niego korzystacie? :-)

środa, 12 czerwca 2013

Rozczarowanie roku - Krem lipidowy Iwostin.

Ahoj! Dziś mam dla Was recenzje kremu, który najprościej mówiąc - wkurzył mnie.
Postanowiłam o nim napisać, bo może ostrzegę parę osób przed wyrzuceniem pieniędzy w błoto.

W samym środku zimy przez mrozy, ogrzewanie, zmiany temperatur, moja wrażliwa skóra wołała RATUJ MNIE. Odwodniona, wysuszona na wiór, łuszcząca się, szara, z czerwonymi plamami, swędząca, piekąca, z Atopowym Zapaleniem Skóry - coś strasznego.  Moja 23-letnia skóra przypominała skórę staruszki - miałam (całe szczęście, że mogę użyć czasu przeszłego) głębokie zmarszczki na czole będące efektem przesuszenia.

Wszystko co powyżej napisane miało miejsce mimo starannej pielęgnacji - unikania wody, nawilżania, natłuszczania (tłuste kremy ochronne przed wyjściem na dwór). Podczas przeszukiwania Internetu natknęłam się na krem Iwostin i w akcie desperacji postanowiłam spróbować. Dodam, że był to mój pierwszy produkt tej firmy...


Skład jest bardzo obiecujący. Dużo Niezbędnych Nienasyconych Kwasów Tłuszczowych, lipidów, ceramidów, woski i skwalan. Brak parabenów i parafiny.

Jego zadaniem było nawilżenie, natłuszczenie skóry i odbudowanie jej równowagi lipidowej, która u mnie była solidnie zaburzona. 

Odwodniona skóra = braki lipidów = nie wiąże wody i nie utrzymuje jej, a więc wilgoć natychmiast z niej uchodzi.

Odwodniona skóra to nie to samo co sucha. Określenie "sucha" to rodzaj cery, tak jak "mieszna", "tłusta", "normalna". Odwodnienie to dodatkowa cecha i może dotyczyć każdej z nich. Można mieć skórę tłustą, ale odwodnioną - produkuje dużo sebum, ale brak w niej wody (np. gdy używamy silnych żeli antybakteryjnych lub/i nie korzystamy z nawilżającego kremu). Odwodnienie najczęściej jest stanem, który mija, lecz nawilżenie takiej skóry jest niesamowicie trudne, bo czynności naskórka są zaburzone. Dużo czasu zajmuje odbudowa skóry, aby spełniała swoje funkcje. Bez tego ile byśmy jej nie nawilżały - woda z niej momentaluje odparuje. Szerzej o rodzajach i cechach skóry napiszę w odrębnej notce, jeśli będziecie chciały :-)

Powracając do naszego kremu - początkowo spisywał się nienajgorzej, chociaż miałam wrażenie, że krem praktycznie się nie wchłaniał, a zostawał na powierzchni. Po ok. 3 tygodniach stan skóry w zasadzie się nie zmienił.... To, co stało się w połowie opakowania sprawiło, że się we mnie zagotowało - krem się zważył i rozwarstwił.



Na powyższych zdjęciach widać, że krem się rozdzielił - leciała z niego tłusta woda i twaróg. Potrząsając opakowaniem krem chlupotał i pukał obijając się o ścianki. Takiego kremu już na twarz nie nałożyłam... Byłam wściekła, bo została mi jeszcze połowa opakowania, Iwostin to nie jest najtańsza firma. Do końca terminu ważności został prawie rok, a krem był we właściwy sposób przechowywany - z dala od źródeł ciepła itp. Na wizażu parę osób napisało, że krem się rozwarstwa, więc nie jest to odosobniony przypadek.

Zraziło mnie coś jeszcze. Ja miałam opakowanie 75 ml z odkręcaną zakrętką za ok 45 zł. Teraz krem ma zamykanie na zawias (to lepiej), ale jest go 50 ml za tą samą cene... Z tego co widziałam, skład się nie zmienił. Taki żarcik od producenta.

Nie wiem jak sprawują się inne produkty tej firmy, ale jakoś nie mam ochoty tego sprawdzać...

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Mój UKOCHANY olejek RÓŻANY !

Cześć wszystkim! Dziś mam dla Was recenzje mojego ulubionego olejku do twarzy. 
Jest to Naturalny olejek różany firmy Plantil. Producent co Espace Cosmetic.

Info o produkcie:

Naturalny olejek różany do pielęgnacji skóry twarzy, ciała oraz do włosów. Olejek różany otrzymywany jest z kwiatów róży damasceńskiej, która od kilkuset lat jest uprawiana w Maroku i jest uważana za królową kwiatów. Od starożytnych czasów naturalny olejek różany był i nadal jest symbolem miłości i piękna, urzekającym swoim zapachem. Wyjątkowość olejku tkwi zarówno w jego korzystnym oddziaływaniu na zdrowie i urodę, jak i w skomplikowanym procesie jego pozyskiwania. Jego główną właściwością jest odżywianie i zmiękczanie skóry oraz włosów.

Olejek różany z Maroka pielęgnuje każdy rodzaj cery, ale największe efekty uzyskuje się przy stosowaniu go do skóry wrażliwej i naczynkowej, a także dojrzałej. Ze względu na to, że naturalny olejek z róż zapobiega wysuszeniu naskórka i chroni przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych, regularne stosowanie zapewnia długotrwałe nawilżenie oraz uszczelnianie naczynek krwionośnych. Dodaje blasku zmęczonej cerze oraz redukuje zaczerwienienia i podrażnienia. 
Naturalny olejek różany ma szerokie zastosowanie. Oprócz tego, że można używać go do nawilżania skóry to także do masażu i kąpieli. Woda z dodatkiem produktu olejek różany jest miękka, delikatna i przyjemnie pachnąca. Włosy namaszczane tym olejkiem z dnia na dzień stają się zdrowsze i gładsze. Ponadto olejek z róż polecany jest do wspomagania w leczeniu stanów zapalnych skóry, rozgrzewaniu wszelkich obszarów napięć mięśniowych, poprawianiu krążenia. Intensywny zapach produktu naturalny olejek z róż uspokaja ciało i umysł, a także jest uważany za jeden z ważniejszych afrodyzjaków. Jednak przede wszystkim pobudza organizm do produkcji kolagenu, który odpowiada za młody wygląd skóry. 

Naturalny olejek z róży likwiduje blizny po zmianach trądzikowych oraz niweluje zmarszczkiZapobiega wysuszeniu naskórka i zmniejsza zaczerwienienia, dodatkowo nawilżając i regenerując skórę całego ciała. Łagodzi napięcie mięśniowe i zdecydowanie poprawia nastrój. Działa on antydepresyjnie, łagodząco i bakteriobójczo.

Podpisuje się rękami i nogami pod wszystkim co tu jest napisane. Jestem w nim zakochana!






Najważniejsze cechy:
  • wspaniale pachnie (choć wiem, że nie każdy lubi zapach róży)
  • niesamowicie mnie relaksuje i uspokaja
  • świetnie nawilża, wygładza i zmiękcza
  • skóra nabiera po nim ładnego kolorytu
  • wchłania się najszybciej ze wszystkich olejków które do tej pory stosowałam
  • jest wydajny - używam go 2 miesiące 1-2 razy dziennie a ubytek jest taki jak na zdjęciu
  • moim zdaniem nie ma mowy o zapychaniu
Do czego można się przyczepić?
  • Szklana butelka z dużym otworem – ale i na to jest sposób. Przykładam gwint szczelnie do dłoni i przechylam całą butelkę. Do twarzy czynność muszę powtórzyć dwa razy. Jeśli chodzi o fakt, że jest szklana to zdecydowanie wolę taką, niż np. opakowania z ZSK. Moim zdaniem oleje mimo późniejszych utrudnień powinny być przechowywane w szkle.
  • Dostępność tylko w Internecie – ja swój kupiłam w sklepie Ars et Natura, widziałam także w Maroko Style i Mydlarnia Lakshmi
  • Cena – 33 zł / 60 ml – Ale uwierzcie mi, że WARTO :-)
Polecam mieszać z kwasem hialuronowym - w zasadzie tyczy się to wszystkich olejów. Pamiętajmy, że oleje głównie natłuszczają i odżywiają skórę, ale zawsze przyda jej się dodatkowe nawilżenie.

Używałam go tylko do twarzy, szyi i ewentualnie dekoltu. Żal mi było go na włosy i do ciała więc jak się spisuje w tej roli nie mogę się wypowiedzieć. Podejrzewam, że równie świetnie :-) 

Na zakończenie więcej olejów tej firmy:
Źródło: Profil producenta - Espace Cosmetic na Facebooku.

Dodam od siebie, że to nie są wszystkie, bo firma ma szeroki asortyment. Z pewnościa skusze się na inne oleje, a różany kupię ponownie :-)

niedziela, 9 czerwca 2013

Miętus od Bell - Air Flow Lotus Effcet nr 16.

Witajcie :-) Dziś kolejne malowanie paznokci, znowu padło na lakier firmy Bell. Przypominam, że jeden z kolorów recenzowałam już TUTAJ. Dlatego nie będę się powtarząć jeśli chodzi o jego zalety. 

Przejdźmy zatem do rzeczy :-)




Niestety jak to zwykle bywa z lakierami różnica koloru wpływa na jego cechy. W porównaniu do koloru, który pokazywałam wcześniej, ten spisuje się nieco gorzej. Przede wszystkim dlatego, że ma większą tendencję do pozostawiania smug. Oczywiście odrobina wprawy i 2 warstwy załatwiają sprawę. Ten lakier też bardzo się rysuje przez co szybciej traci świerzość. Mam jednak wrażenie, że to cecha charakterystyczna wszystkich kolorów pastelowych niezależnie od firmy. 

Na zakończenie pokażę Wam wszystkie lakiery z tej serii, które posiadam:


Który podoba Wam się najbardziej? :-)

sobota, 8 czerwca 2013

Kremy do ciała z Isany - porównanie 3 wersji.

Dziś przygotowałam porównanie 3 półkilowych kremów do ciała firmy Isana. Dokładnie będą to 3 wersje - granat i figa, masło shea i kakao, oliwka. Każdy z nich mam drugi raz więc już przekonałam się jak działają.

Czy je polecam i który najlepszy? Już piszę :)

Na poczatek pare zdjęć poglądowych:


Granat i figa.
Dosyć ubogi skład jak na moje oko. Dużo gumy ksantanowej, czyli zagęszczacza, a krem i tak jest rzadki. Sytuację ratuje nieco panthenol, olej kokosowy, lanolina i faktycznie ekstrakty owocowe.

Masło karite o kakao.
Wysoko w skłazie olej kokosowy, masło shea i masło kokosowe.  Jest i panthenol.

Oliwka.
Wysoko olej sojowy, oliwa , trochę lanoliny. Tutaj w składzie są parabeny. Szczerze mówiąc nie wiem czy mam najnowszą dostępną wejsję tego kremu. Mama wygrzebała z szuflady. Termin ważności ok, ale nie wiem kiedy go kupiła i czy coś się zmieniło w składzie.

Ponieważ kremy zachowują się bardzo podobnie, pozwolę sobie opisać wszystkie w jednym miejscu:
  • Są łatwo dostępne - każdy Rossman
  • Tanie - ok. 10 zł za 500 ml
  • Wygodne opakowanie, czyli słoik. Bez problemu można wykorzystać kosmetyk bez zgniatania, rozcinania. Zdecydowanie oszczędza mi nerwów :)
  • Zaopatrzone w folię zabezpieczającą dzięki czemy mamy pewność, że nikt w skepie nie wkładał paluchów do środka
  • Wersja z masłem shea i oliwkowa mają gęstą, zwartą konsystencję
  • Bardzo dobrze nawilżają i natłuszczają skórę.
  • Nie uczuliły mnie i nie wywołują podrażnień
  • Skład - nie zawierają parafiny ani zbędnych silikonów!!
  • Po parokrotnym użyciu widać różnicę w stanie skóry - jest odżywiona i miękka.
  • Nadają się do kremowania włosów - próbowałam z wersją oliwkową i efekt był fajny. Z masłem shea i kakao nie próbuję, bo mam wysokoporowate włosy i wątpię by polubiły się z masłami.
Do czego można się przyczepić?
  • Niestety trzeba się nieco bardziej wysilić przy nakładaniu bo kremy mają dosyć tępą konsystencję
  • Są raczej średnio wydajne, ale biorąc pod uwagę cene i wielkość opakowania nie ma się co czepiać
  • Lubią bielić skórę, ale efekt znika po paru minutach
  • Wersja z granatem niestety klei się przez dłuższą chwilę. Jest też mniej wydajna, rzadsza, słabiej nawilża i nie natłuszcza skóry tak jak pozostałe warianty.
  • Gdy krem się wchłonie, skóra jakiś czas (do 10 min) jest tępa w dotyku. Myślę, że spowodowane jest to brakiem parafiny. Zupełnie mi to nie przeszkadza.
  • Zapachy są całkiem przyjazne, całkiem długo się utrzymują na skórze. Ku mojemu zaskoczeniu najszybciej zbrzydł mi się zapach, który najbardziej lubiłam na początku, czyli owocowy. Masło shea i kakao to zapach słodki, nieszczególnie w moim guście, ale może być. Moją mamę doprowadza do mdłości :) Oliwka jak to oliwka - neutralna, przyjemna.
Wyraźnie widać różnicę w konsystencji między kremem owocowym, a pozostałymi dwoma. Jest nawet lekko przeźroczysty (zasługa gumy ksantanowej, przez którą prawdopodobnie krem się klei).
Wersja granat i figa jest limitowana, ale obecna w sklepie dosyć długo. Całkiem możliwe więc, że wejdzie do stałej sprzedaży. Ja zużyłam już jedno opakowanie, następne pełne przede mną. Na pewno nie kupię trzeciego opakowania, bo krem nie spełnia moich oczekiwań - konsystencja jest za lekka.
Nie wykluczam za to, że nabędę jeszcze kiedyś krem "brązowy" i "zielony", gdyż moim zdaniem sprawują się o wiele lepiej. Póki co muszę zużyć to co mam, a następnie zrobię sobie od ch przerwę, bo te duże opakowania potrafią zmęczyć :D