Nie wiem czy kiedykolwiek znajdę swój podkład idealny, ale dzisiejszy bohater jest zaprzeczeniem tego stwierdzenia. Bez wątpliwości mogę zaliczyć go do grona najgorszych podkładów z jakimi miałam styczność...
Podkład Pierre Rene Skin Balance cover swego czasu zrobił mega furorę w sieci. Wychwalany pod niebiosa... po jakimś czasie opinie o nim zaczęły być całkowicie skrajne. Postanowiłam jednak spróbować i sama wyrobić opinię.
Opakowanie jak widać - szklana butelka z pompką. Wygodnie i estetycznie lecz mam wrażenie że butelka jest ciężka i toporna jak sama zawartość.
Kolor 20 champagane jest jasny i ma nieco żółty pigment. W moim odczuciu kolor jest największą i w zasadzie jedyną zaletą tego podkładu.
Zapach - jakby waniliowo-chemiczny. Mnie drażni od samego początku. O wiele bardziej niż chociażby specyficzny zapach Revlonu.
Przechodząc do działania... problem zaczyna się już w momencie nakładania podkładu. Jedynym sposobem aby go nałożyć jest wklepywanie wilgotną gąbką (mam Real Techniques). Próby nakładania palcami czy pędzlem skończyły się totalnym niewypałem. W przypadku wklepywania ciepłymi palcami - podkład zostaje na nich zamiast na twarzy. Wszelkie próby rozcierania czy to palcami czy pędzlem powodują powstanie smug.
Nawet gdy już uda się go nałożyć w taki sposób by efekt był zadowalający (co naprawdę nie jest łatwe), łatwo wszystko zepsuć jednym dotknięciem. Nie ważne czym... podkład po prostu złazi z twarzy, powstają dziury, waży się... totalny dramat!
Próbowałam z różnymi kremami i pudrami... zawsze kończy się tak:
Powyższe zdjęcie zostało zrobione zaraz po nałożeniu podkładu i jego przypudrowaniu. Pod wypływem dotyku pędzla z pudrem (ruchem stemplującym) podkład zaczął dziwnie zachowywać się na nosie. Próbowałam to skorygować lekko palcem i tak oto powstał efekt na zdjęciu. Na policzkach sprawa ma się podobnie, choć na nosie jest stanowczo najgorzej.
Próbowałam używać go także bez pudru - efekt po nałożeniu gąbką jest ładny, ale po chwili było jeszcze gorzej, bo podkład w ogóle nie zastyga! Z pudrem z kolei skóra wygląda staro, jakby pokryta tynkiem... no i to ważenie się / łuszczenie czy jak to nazwać.
Nie wiem jak ten pokład może być dla kogoś ideałem. Jestem w stanie zrozumieć takie wybryki po całym dniu noszenia podkładu, ale nie zaraz po jego nałożeniu i przypudrowaniu - nie zdążyłam pomalować oczu, ani dodać różu a on już złazi... podejść do niego zrobiłam chyba 6, byłam cierpliwa, mimo że nigdy nie byłam w stanie wytrzymać z nim na twarzy dłużej niż 3 godziny.
Dodatkowo zaobserwowałam, że źle wpływa na cerę - jednocześnie ją przesusza i powoduje pojawienie się krostek.
Dodatkowo zaobserwowałam, że źle wpływa na cerę - jednocześnie ją przesusza i powoduje pojawienie się krostek.
Leci do śmietnika i Wam stanowczo go odradzam!