środa, 28 stycznia 2015

Niejednokrotnie pisałam, że z powodu nadwrażliwości cery mam problem z dobraniem odpowiednich kosmetyków, zwłaszcza myjących. Cały czas poszukuje czegoś co dobrze oczyszcza, a jednocześnie nie wysusza i nie narusza warstwy hydrolipidowej. 

Parę tygodni temu odwiedziła mnie starsza siostra. Mieszka w Anglii i dobrze wie, że lubię kosmetyki Lush, które są w Polsce niedostępne. Sama je polubiła i zaproponowała, że przywiezie mi jedno opakowanie. Wcześniej miałam do czynienia z 2 czyścikami: Angels on bare skin oraz Let the good times roll.

Z powodu naturalnego składu i co za tym idzie krótkiego terminu ważności nie opłaca się sprowadzać ich do Polski w większych ilościach celem sprzedaży. Niestety jeszcze nie pojawił się u nas sklep stacjonarny, ale mam nadzieję że kiedyś się doczekamy. 

Oczywiście z okazji skorzystałam i poprosiłam siostrę o zakup czyścika Lush Aqua Marina, na który od dawna miałam ochotę.


Ciężko jest mi znaleźć jakiś ciekawy opis w języku polskim, więc zacytuję opis z wizaż.pl

"Aqua Marina wygląda jak gigantyczne sushi faszerowane łososiowym musem. To łagodny, uspokajający ale efektywny oczyszczacz którego używanie sprawia przyjemność. Zawiera aloes który uspokaja podrażnioną skórę, zwłaszcza po narażeniu jej na warunki atmosferyczne (słońce, wiatr), orzeźwiające i pełne minerałów algi, szczyptę soli tonizującej oraz glinkę kaolinową która głęboko oczyszcza. Natychmiastowy efekt: gładsza, bardziej miękka i jędrna skóra. Długoterminowy efekt: Aqua Marina pomoże oczyścić skórę z toksyn i chronić ją od trudów codziennego życia. Dla wszystkich typów skóry."

Zachęcający, prawda? W składzie tej pasty znajdziemy glicerynę, puder calamina (który BARDZO delikatnie peelinguje skórę), kaolin, rybi olej, żel aloesowy, sól morską, algi, olej ze słodkich pomarańczy, olejek paczuli... same dobroci!



Opakowanie standardowe dla produktów Lush - czarny plastik, pojemność 100 ml. Są na nim takie informacje jak skład, sposób użycia, termin wytworzenia, ważności... oraz obrazek z imieniem kto wykonał dla nas produkt. Jak widać na powyższym zdjęciu ten czyścik wyprodukowała Ewelina. Produkty tej firmy są niedostępne w polsce, ale zawsze trafię na opakowanie przygotowane przez polaka! Taka sytuacja :)

Niestety, moja siostra spieszyła się i w pośpiechu zapytała sprzedawczynię o termin ważności. Ta odpowiedziała, że "3 miesiące, bo produkty nie mają konserwantów". Siostra dopiero w domu zorientowała się, że została wprowadzona w błąd - termin ważności to owszem, 3 miesiące.. ale od daty produkcji, a nie chwili zakupu. Pasta została wyprodukowana w połowie listopada, a kupiona na początku stycznia... więc sama nie miałabym szansy zużyć jej przed końcem terminu ważności. Nie było już czasu na kombinowanie, więc stwierdziłyśmy że po prostu podzielimy się tą pastą. Połowa zawartości została więc w Anglii. Szkoda, ale siostra podzieliła się swoim Lush'owym zakupem czyli kremem do demakijażu Ultrabland Cleanser, więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ;)


Siostra jeszcze przed przyjazdem do polski ostrzegła mnie, że ta pasta jest perfumowana i ma bardzo nieprzyjemny, różany zapach. Zdziwiłam się, bo czytałam raczej o zapachu ryby. Pomyślałam, że to nawet lepiej, bo lubię różany zapach i zbagatelizowałam sprawę. Niestety gdy osobiście ją powąchałam... byłam przerażona. Zapach faktycznie skojarzył mi się z wodą różaną, ale wymieszaną z mydłem i proszkiem do prania. Pierwsze użycia były dla mnie udręką bo nie dość że czułam ten zapach podczas mycia, to utrzymywał się ponad godzinę po nim. Pomyślałam wtedy, że wolałabym zapach ryby... Co ciekawe, po kilku użyciach zapach przestał mi przeszkadzać. Nie wiem, czy się ulotnił, czy po prostu się do niego przyzwyczaiłam. W każdym razie teraz już nie sprawia mi problemów, stał się obojętny.

Wiedziałam, że ta pasta nie wygląda zbyt pięknie. Mój facet gdy pierwszy raz ją zobaczył powiedział, że "wygląda jak spleśniały pasztet". Muszę przyznać mu rację. Zielone algi faktycznie mogą przypominać pleśń.

Przejdźmy do tego, co najważniejsze - czyli do działania. Pastę nakładałam dłońmi na wilgotną i wstępnie oczyszczoną płynem micelarnym skórę. Równomierne rozłożenie jej czasami było utrudnione, bo pasta zbija się w grudki. Najlepiej przez chwilę masować skórę opuszkami palców, z pominięciem okolic oczu. Pasta świetnie sprawdza się jako maseczka, więc pozostawiam  ją na twarzy na jakieś 10 minut. Po tym czasie zmywam ją letnią wodą i... z lustrze widzę dobrze oczyszczoną, nawilżoną skórę, o pięknym, równym kolorycie. ZERO podrażnień, przesuszeń... tylko czysta, gładka i odżywiona skóra. 

Mimo wstępnych nieprzyjemności związanych z zapachem - jestem bardzo zadowolona! Moja skóra właśnie takiej pielęgnacji potrzebuje. Jest to produkt 2 w 1, bo łączy skuteczne oczyszczanie z intensywną pielęgnacją. Warto pozostawić go na twarzy dłużej, bo wtedy efekt jest zdecydowanie lepszy - i to za jednym zmywaniem. Polubiłam ją chyba nawet bardziej niż wersję Let the good times roll.

Jeśli macie wrażliwą i kapryśną cerę, a będziecie miały okazję zakupić tą pastę - nie zastanawiajcie się, bo naprawdę warto.

16 komentarze:

  1. A to ciekawe :) Faktycznie wygląda nieciekawie i z twojego opisu musi również dziwnie pachnieć. No al najważniejsze że działa :d

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie miałam nic z Lush'a...;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Akurat tej jeszcze nie próbowałam, może kiedyś się skuszę:) Moje dwie pasty kupione w Belgi zostały zrobione przez Ewelinę i Olę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to świadczy o tym, że polaków za granicą wyjechało więcej niż nam się wydaje.

      Usuń
  4. Rzeczywiście wygląda okropnie - jakby ktoś zwymiotował pasztetem z sałatą.

    OdpowiedzUsuń
  5. A według mnie ten produkt wygląda interesująco.

    OdpowiedzUsuń
  6. zastanawiałam sie nad peelingiem lush ale przesylka, cena.. srednio się opłaca

    OdpowiedzUsuń
  7. Pasty, czyścili z Lush kuszą mnie od dawna ale niestety nie ma do nich dostępu :) Od jakiegoś czasu tak sobie myślę, czy dałoby się samemu zrobić sobie takiego kosmetyku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie by się dało :) trochę półproduktów, a jako nośnik np mączka ryżowa. jednak chyba nie chciałoby mi się z tym bawić :)

      Usuń
  8. To coś wygląd obrzydliwie, a jak dodam sobie do tego ten zapach który opisujesz to już w ogóle mam dziwne odruchy no ale za takie działanie chyba łatwo trochę przeboleć, żeby się przyzwyczaić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy tak wrażliwej skórze jak moja nie wypada wybrzydzac i narzekać na wygląd czy zapach :)

      Usuń
  9. trochę dziwnie to brzmi...pasta do twarzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, bo pastuje się raczej buty ;) ale najważniejsze jest działanie, a to jest świetne.

      Usuń
  10. uwielbiam Aqua Marinę, świetnie się sprawdza, ale faktycznie najlepiej rozrobić ją w zagłębieniu dłoni i dopiero wtedy nakładać na twarz, żeby nie mieć problemów z rozprowadzaniem

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze (f)